„Transformacja. Dramat polski po 1989 roku” – Klub Żak w Gdańsku

27 maja 2013 roku o godz. 19 w Klubie Żak w Gdańsku odbyła się  promocja pierwszego tomu antologii Transformacja. Dramat polski po 1989 roku. Na ten wieczór poświęcony dramaturgii lat 90. XX wieku dwaj reżyserzy: Andrzej Majczak oraz Piotr Waligórski przygotowali własne interpretacje dramatów z antologii: Katarantki Tomasza Mana i Dnia świra Marka Koterskiego. Spotkanie zostało zwieńczone panelem dyskusyjnym, w którym udział wzięli: Jacek Kopciński (autor antologii), Joanna Puzyna-Chojka (teatrolog, krytyk teatralny, wykładowca Uniwersytetu Gdańskiego), Zbigniew Majchrowski (historyk literatury i teatrolog, profesor Uniwersytetu Gdańskiego), Tomasz Man (dramatopisarz, reżyser, autor Katarantki) oraz reżyserzy i aktorzy uczestniczący w performatywnym czytaniu dramatów. Moderatorem dyskusji była Barbara Świąder-Puchowska.

KATARANTKA – czytanie performatywne, Sala Suwnicowa

autor: Tomasz Man, reżyseria: Andrzej Majczak, tekst przeczytali: Gena Wydrych, Ewelina Starejki, Sebastian Oberc

Katarantka to dramat odchodzenia starej, ślepej, samotnej kobiety, artystki, która na progu śmierci dokonuje życiowego rozrachunku, na nowo przeżywając zdarzenia z przeszłości. W biednym pokoiku Katarantki (trochę jak w „drugim pokoju” z dramatu Zbigniewa Herberta o takim tytule) zegar dawno się zatrzymał, kobieta może go więc nastawiać na dowolną godzinę, a ta świadoma manipulacja sprzęga się w sztuce z podświadomymi projekcjami bohaterki. Staruszka rozmawia ze swoimi młodymi rodzicami wywołanymi z epoki, gdy była jeszcze dziewczynką i przystępowała do Pierwszej Komunii Świętej. Potem przypomina sobie Fotografa i Organistę z czasów, w których jako dziewczyna śpiewała w chorze. Obie klisze pamięci ożywiają wstyd bohaterki, jej poczucie nieważności i wykluczenia, które spotęgowało się na starość i wybucha w kontaktach z dziećmi czy wnukami. Staruszka nie lubi gości, których obsesyjnie podejrzewa o pazerność, męczą ją też kłótnie lokatorów za ścianą; najchętniej przebywa sama ze sobą, co w dramacie ewokują symboliczne sceny, w których obok siebie pojawiają się dwie Katarantki. Zjawienie się w pokoju Ale Zakochanego przynosi bohaterce wspomnienie jej wielkiej miłości, zjawienie się Anioła – zwiastuje jej śmierć. To poruszające studium starości, w którym całe życie kobiety kulminuje w postaci zdarzeń czy sytuacji obecnych niejako poza czasem, sam autor wywołał z pamięci („Więcej nie pamiętam” – napisze we wstępnych didaskaliach, opisując pokój Katarantki) i skomponował na kształt Requiem d-moll Mozarta. Poszczególne monologi i dialogi aktu pierwszego zyskują tu łacińskie oznaczenia kolejnych części mszy żałobnej, od Introitus po Communio, z dodaniem In Paradisum w krótkim, drugim akcie dramatu. Za sprawą muzycznej aluzji śmierć rozpamiętującej swoje życie kobiety zyskuje wymiar wręcz sakralny, choć tonacja utworu nie jest żałobna. „Cieszę się, że żyłam. To taka niepowtarzalna okazja na sprawdzenie swojej kondycji metafizycznej” – wyznaje w finale Ciotka Grobka,, puszczając oko do czytelników. Taką „niepowtarzalną okazją” jest przecież sama praca nad dramatem o umierającej kobiecie – i jego lektura.

Jacek Kopciński, Przejście

DZIEŃ ŚWIRA – czytanie performatywne, Sala Suwnicowa
autor: Marek Koterski, reżyseria Piotr Waligórski, tekst przeczytali: Paulina Napora i Sebastian Oberc

W przypadku Dnia świra także seans filmowy. W sztuce, która stała się podstawą scenariusza kinowego przeboju, Marek Koterski w charakterystyczny dla siebie sposób kontynuuje tragikomiczny monolog sfrustrowanego, polskiego inteligenta zapisany w stylu niepewnej siebie polszczyzny. Adasia Miauczyńskiego nęka nerwica, wyhodowana jeszcze w czasach PRL-u, i zakonserwowana w Trzeciej Rzeczpospolitej, a wraz z nią nieznośny świat zewnętrzny. Rozwiedziony, uzależniony od gderliwej matki, poniżany przez własnego syna wiedzie samotne i upokarzające życie nauczyciela języka polskiego i domorosłego poety w kraju, w którym nauczycieli nikt nie szanuje, a poezji się nie czyta. Dzień świra jest obsesyjnym lamentem socjopaty, któremu świat jawi się jako zbiorowisko ludzi skrajnie prymitywnych, złośliwych, skoncentrowanych na sobie i pogardzających innymi, wypranych z jakiejkolwiek empatii, za to zachłannie walczących o swoje jak zwierzęta w dzikiej sforze. Wokół Miauczyńskiego Koterski gromadzi kolekcję okazów ludzkich zamieszkujących blok bohatera, jego ulicę, dzielnicę, miasto i kraj. Opatrzeni złośliwym przezwiskiem i reprezentujący jedną, nieznośną cechę lub postawę, tworzą skrajnie satyryczny przekrój polskiego społeczeństwa. Żyjąc z Mamą, Żoną Byłą, Synem oraz wśród Picz, Pedałów, Starych Sepów, Kretynów, Bab ze Srającym Psem, Facetów z Kolejki i Psychiatrów z Wąsem lub Bródką, Miauczyński toczy nieustanny bój o chwilę skupienia i wytchnienia, stale bowiem ktoś go atakuje, prześladuje, dręczy: wierceniem pod oknem, waleniem zza ściany, gadaniem na klatce, wózkiem w sklepie, walizką w pociągu, psią kupą na trawniku, przekręconym słowem. Rzeczywistość przytłacza go i żeby nad nią zapanować, potrzeba mu systemu, który bohater realizuje z chorobliwą wręcz perfekcją. Jego dzień składa się z setek czynności wykonywanych według ustalonego porządku, a jakiekolwiek odstępstwo od programu i zasady wytrąca go z równowagi. Koterski kondensuje w Miauczyńskim wszystkie nasze obsesje: społeczne, rodzinne, zdrowotne, zawodowe, seksualne, i tylko komizm tej arcypoważnej postaci o romantycznym sercu ratuje nas przed całkowitą frustracją. Wrażenie absurdu życia polskiego inteligenta potęguje trzynastozgłoskowiec, cyzelowany przez autora nawet wtedy, gdy jego bohater się wypróżnia:

JA
[…]
I już siedzę na desce i czytam angielski,
którego chyba nigdy już nie opanuję:
Go to pieces: lose control of one’s emotions.
I próbuję ułożyć coś sam na klozecie:
Besides, you can’t go to pieces every time something anything
wrong happenes.
Długo podcieram tyłek – czy już papier czysty.
Czasem – choć bardzo rzadko – wystarczy do czterech.
Zwykle jednak wecuję, poleruję dalej:
do siedmiu lub trzynastu bądź dwudziestu jeden.
Nieraz pół rolki pójdzie zanim się podetrę…
Desperacka ucieczka Miauczyńskiego z miasta nad morze jedynie
pogłębia jego depresję, choć wzmacnia też czyste i całkowicie nierealne
marzenie bohatera o idealnej miłości, która na pewno zmieniłaby
całe jego życie…

Jacek Kopciński, Przejście

 

 

Źródło: http://www.klubzak.com.pl/doc_2606-_promocja-antologii-trans-formacja-dramat-polski-po-1989-roku-wybor-i-wstep-jacek-kopcinski-ibl.html oraz http://pc-drama.blogspot.com/2013/04/promocja-antologii-transformacja-dramat.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>