3 czerwca 2013 roku o godz. 19.00 w Instytucie Teatralnym w Warszawie odbył się wieczór poświęcony współczesnemu polskiemu dramatowi. Miała wówczas miejsce promocja trzech książek wydanych w ramach projektu „Dramat polski. Reaktywacja”:
Transformacja. Dramat polski po 1989 roku (I tom antologii)
Lęki poranne. Dramaty Stanisława Grochowiaka
Czerwona piłka. Dramaty Mieczysława Piotrowskiego
Podczas spotkania promocyjnego odbyła się dyskusja o polskim dramacie zaprezentowanym w antologii i dwóch tomach serii. W rozmowie wzięli udział: Anna Augustynowicz (reżyserka), Anna R. Burzyńska (dr nauk humanistycznych, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego, krytyk teatralny, redaktor merytoryczny tomu dramatów Grochowiaka), Anna Nasiłowska (pisarka, poetka, krytyk literacki, historyk literatury współczesnej, pracownik Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk), Marek Koterski (reżyser filmowy i teatralny, scenarzysta, aktor i dramatopisarz), Adam Wiedemann (poeta, prozaik, tłumacz, krytyk literacki i muzyczny, redaktor merytoryczny tomu dramatów Piotrowskiego), moderatorami byli zaś redaktorzy serii: Artur Grabowski i Jacek Kopciński. Wieczór urozmaiciły czytania performatywne wybranych dramatów (Dzień świra Marka Koterskiego, Śmierć pokojówki Mieczysława Piotrowskiego), przygotowane przez Łukasza Lewandowskiego, obok którego wystąpili aktorzy młodego pokolenia: Wiktoria Gorodeckaja, Agnieszka Pawełkiewicz i Mateusz Rusin.
ŚMIERĆ POKOJÓWKI – czytanie performatywne
autor: Mieczysław Piotrowski, reżyseria Łukasz Lewandowski, tekst przeczytały: Wiktoria Gorodeckaja, Agnieszka Pawełkiewicz
O pierwszorzędnym znaczeniu nastroju można (…) mówić w przypadku Śmierci pokojówki, gdzie sceneria kurortu po sezonie wywołuje u bohaterów poczucie egzystencjalnej beznadziejności, marazmu, z którego nieporadnie usiłują się jakoś wydostać bądź też go przezwyciężyć. Tu znów na pozycjach przegranych staje zarówno dobroć Anity, jak i spryt Zofii, taką samą życiową porażkę ponosi zgorzkniała pani Henryka, co i przedsiębiorczy Ksawery, choć oboje na swój sposób wyznają zasadę skutecznego radzenia sobie w życiu bez zważania na innych. Sztuka ta, znacznie bardziej od Melancholii rozbudowana fabularnie, a za to nader skondensowana czasowo, jest pośród dramatów Piotrowskiego utworem najbardziej „filmowym” – w nawiązaniu do „kina gatunków” można by ją uznać za coś pomiędzy thrillerem a melodramatem – i zresztą na jej kanwie powstał scenariusz (niezrealizowany) pt. Bijcie mnie!. W teczce z jego autorskim streszczeniem zachował się tekst recenzji wewnętrznej, skierowanej zapewne do któregoś z teatrów, którym Piotrowski proponował wystawienie swojego dramatu. Jej autor, Stanisław Marczak-Oborski, trafnie sytuuje Śmierć pokojówki w kontekście twórczości Michała Choromańskiego („utwór rozpoczyna się od niby-spokojnej i zwyczajnej sytuacji wyjściowej, a wnet potem ludzie i zdarzenia nabierają dwuznaczności, niby-potoczne zdania dialogu zaczynają mienić się różnymi dziwnościami, atmosfera narasta nieokreśloną tajemniczością, staje się podminowana”) i „teatru zagrożenia” Harolda Pintera („gdzie motywy spraw ostatecznych rozgrywają się na pograniczu dramatu egzystencjalnego, obyczajowego i gangsterskiego może?”), aczkolwiek na zakończenie stwierdza, że „«codzienna» publiczność na przykład warszawska przyjęłaby enigmatyczność dialogów i fabuły tego utworu z równą dozą zainteresowania, jak i irytacji”. Jednak właśnie owa enigmatyczność stanowi tu główny walor, nie przesadnie zawikłana akcja z groteskowym motywem drogocennej protezy, lecz czechowowska z ducha, pełna drobnych zadrażnień konfrontacja osób, z których każda nosi w sobie osobiste nieszczęście i nie jest w stanie podzielić się nim z innymi.
Adam Wiedemann, Ponad wszelką współczesność
DZIEŃ ŚWIRA - czytanie performatywne
autor: Marek Koterski, reżyseria Łukasz Lewandowski
W przypadku Dnia świra także seans filmowy. W sztuce, która stała się podstawą scenariusza kinowego przeboju, Marek Koterski w charakterystyczny dla siebie sposób kontynuuje tragikomiczny monolog sfrustrowanego, polskiego inteligenta zapisany w stylu niepewnej siebie polszczyzny. Adasia Miauczyńskiego nęka nerwica, wyhodowana jeszcze w czasach PRL-u, i zakonserwowana w Trzeciej Rzeczpospolitej, a wraz z nią nieznośny świat zewnętrzny. Rozwiedziony, uzależniony od gderliwej matki, poniżany przez własnego syna wiedzie samotne i upokarzające życie nauczyciela języka polskiego i domorosłego poety w kraju, w którym nauczycieli nikt nie szanuje, a poezji się nie czyta. Dzień świra jest obsesyjnym lamentem socjopaty, któremu świat jawi się jako zbiorowisko ludzi skrajnie prymitywnych, złośliwych, skoncentrowanych na sobie i pogardzających innymi, wypranych z jakiejkolwiek empatii, za to zachłannie walczących o swoje jak zwierzęta w dzikiej sforze. Wokół Miauczyńskiego Koterski gromadzi kolekcję okazów ludzkich zamieszkujących blok bohatera, jego ulicę, dzielnicę, miasto i kraj. Opatrzeni złośliwym przezwiskiem i reprezentujący jedną, nieznośną cechę lub postawę, tworzą skrajnie satyryczny przekrój polskiego społeczeństwa. Żyjąc z Mamą, Żoną Byłą, Synem oraz wśród Picz, Pedałów, Starych Sepów, Kretynów, Bab ze Srającym Psem, Facetów z Kolejki i Psychiatrów z Wąsem lub Bródką, Miauczyński toczy nieustanny bój o chwilę skupienia i wytchnienia, stale bowiem ktoś go atakuje, prześladuje, dręczy: wierceniem pod oknem, waleniem zza ściany, gadaniem na klatce, wózkiem w sklepie, walizką w pociągu, psią kupą na trawniku, przekręconym słowem. Rzeczywistość przytłacza go i żeby nad nią zapanować, potrzeba mu systemu, który bohater realizuje z chorobliwą wręcz perfekcją. Jego dzień składa się z setek czynności wykonywanych według ustalonego porządku, a jakiekolwiek odstępstwo od programu i zasady wytrąca go z równowagi. Koterski kondensuje w Miauczyńskim wszystkie nasze obsesje: społeczne, rodzinne, zdrowotne, zawodowe, seksualne, i tylko komizm tej arcypoważnej postaci o romantycznym sercu ratuje nas przed całkowitą frustracją. Wrażenie absurdu życia polskiego inteligenta potęguje trzynastozgłoskowiec, cyzelowany przez autora nawet wtedy, gdy jego bohater się wypróżnia:
JA
[…]
I już siedzę na desce i czytam angielski,
którego chyba nigdy już nie opanuję:
Go to pieces: lose control of one’s emotions.
I próbuję ułożyć coś sam na klozecie:
Besides, you can’t go to pieces every time something anything
wrong happenes.
Długo podcieram tyłek – czy już papier czysty.
Czasem – choć bardzo rzadko – wystarczy do czterech.
Zwykle jednak wecuję, poleruję dalej:
do siedmiu lub trzynastu bądź dwudziestu jeden.
Nieraz pół rolki pójdzie zanim się podetrę…
Desperacka ucieczka Miauczyńskiego z miasta nad morze jedynie
pogłębia jego depresję, choć wzmacnia też czyste i całkowicie nierealne
marzenie bohatera o idealnej miłości, która na pewno zmieniłaby
całe jego życie…
Jacek Kopciński, Przejście