Zapraszam Państwa na R@Port. Na osiem majowych dni intensywnego obcowania z polską dramaturgią współczesną – tą pisaną, istniejącą na papierze bądź w komputerowych plikach, i tą wystawianą na scenie.
Słowo „raport” wpisane do tytułu Festiwalu zobowiązuje. Chciałbym, żeby nasz afisz odzwierciedlał – na ile się da miarodajnie – to, co interesującego narodziło się na obszarze dramatu w roku 2014. Oczywiście niepodobna myśleć o wyczerpaniu tematu. Ale można, sądzę, myśleć o pokazaniu polskiej dramaturgii współczesnej na scenach w całej jej różnorodności, wielonurtowości i, by tak rzec, wielokonwencjonalności. Każde festiwalowe przedstawienie będzie z innej parafii, nie wyróżnimy żadnego nurtu, żadnych preferowanych metod pisania i czytania dramatu. Przywieziemy bardzo różne widowiska, licząc się ze sporami: zawsze przecież jedni lubią taki teatr, inni inny. Każdy z nich jednak będzie – śmiem twierdzić – wart poznania.
Granice gatunkowe dramaturgii widzę trochę inaczej, niż mój poprzednik; w innym też miejscu dostrzegam podstawową linię sporu dzielącą polski teatr. Bogdan Ciosek zapraszał realizacje dramatów sensu stricte, nie chcąc widzieć na R@Porcie nawet najlepszych adaptacji prozy. Dla mnie linia demarkacyjna przebiega pomiędzy teatrem, w którym punktem wyjścia pracy nad przedstawieniem jest tekst, literatura – a takim, który tworzony jest z improwizacji, z lepienia na próbach rozmaitych słów i skojarzeń, z patchworków i montaży. Nie skreślam więc adaptacji czy przeróbek tekstów niedramatycznych, ale chcę na poczesnym miejscu wśród twórców widowiska widzieć autora. I on też będzie, obok reżysera, główną personą przepytywaną podczas pospektaklowych spotkań.
Rdzeniem Festiwalu jest zawsze konkurs. Przyjąłem zasadę, że pozycji konkursowych będzie sześć – by samego siebie dyscyplinować w wyborze. Obejrzałem jakieś osiemdziesiąt przedstawień. Wybór szóstki spomiędzy dziesięciu najciekawszych był diablo trudny. Padło na „Obwód głowy” (Teatr Nowy, Poznań), „Nie-Boską komedię” (Stary Teatr, Kraków), „Narodziny Fryderyka Demuth” (Teatr im. Słowackiego, Kraków), „Konia, kobietę i kanarka” (Teatr Zagłębia, Sosnowiec), „Tatę” (Teatr Bagatela, Kraków) i „Broniewskiego” (Teatr „Wybrzeże”, Gdańsk).
Gwoli rzetelności muszę wspomnieć o jednym tytule, który był brany pod uwagę w konkursie, a który odpadł z przyczyn pozamerytorycznych. Nie zmieścił się w budżecie festiwalu i nie znaleźliśmy dlań odpowiedniej przestrzeni (u siebie grają w wielkiej pokopalnianej hali). To „Morfina”, adaptacja powieści Szczepana Twardocha wyreżyserowana przez Ewelinę Marciniak w Teatrze Śląskim im. Wyspiańskiego w Katowicach. Toczyliśmy już rozmowy, trzeba było się z nich wycofać, to zawsze gorzkie dla obu stron. „Morfina” dopełniałaby jeszcze jedną barwą konkursowy skład – ale i tak jest on w tym roku wielobarwny, zróżnicowany i – twierdzę – bardzo mocny. Wierzę, że nasi widzowie podzielą tę ocenę.
Będzie zaś ku temu dogodna okazja, ponieważ wprowadzamy w tym roku po raz pierwszy – obok tradycyjnej Nagrody Głównej Festiwalu – także Nagrodę Publiczności. Będzie ona liczona metodą, na którą rezerwuję sobie prawa autorskie, bo chyba nikt jeszcze czegoś takiego nie stosował – mianowicie sposobem zbliżonym do „lajkowania” na portalach społecznościowych. Każdy z Państwa będzie proszony – jeśli obejrzane właśnie przedstawienie konkursowe uzna za interesujące, ciekawe, fajne, niegłupie – o wrzucenie przy wyjściu zaproszenia, czy biletu, albo wejściówki do urny. Będzie to gest poparcia, sygnał „lubię to”. A my policzymy procentowy stosunek owych „lajków” do miejsc na widowni, bo na każdym przedstawieniu będzie przecież inna liczba krzeseł.
Po raz pierwszy w tym roku czytania finalistów Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej toczyć się będą przez cały Festiwal. To niezbędne, żeby podkreślić ścisłą więź konkursu na tekst dramatyczny i konkursu na inscenizację. Od poniedziałku do piątku o 16.45 rozpoczynać się będą aktorskie lektury, potem rozmowy z autorami finałowych tekstów. A potem trzeba będzie iść na spektakl konkursowy na Dużą Scenę, albo truchtać do Imki czy Muzycznego, gdzie będą niektóre prezentacje, albo wręcz jechać do Gdańska na „Broniewskiego” (podstawimy autobus). Ogłoszenie laureata Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej nastąpi podczas gali finałowej Festiwalu, 23 maja.
Ściślej mówiąc ogłoszenie dwóch nagród, bo przyznana zostanie też po raz pierwszy Alternatywna Nagroda Dramaturgiczna. Przyzna ją pięcioosobowe jury złożone z zaprzysięgłych miłośników teatru, wyłonione w ramach specjalnego castingu. Zobaczymy, czy ich werdykt spotka się z decyzją profesjonalnej Kapituły, czy się z nim rozejdzie; będzie dodatkowa szansa rozmowy o wartościach, preferencjach, gustach.
Dwie sztuki‑laureatki Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej, „Trash Story” Magdy Fertacz i „Nad” Mariusza Bielińskiego doczekały się interesujących inscenizacji telewizyjnych w serii Teatroteka tworzonej przez warszawską Wytwórnię Filmów Dokumentalnych i Fabularnych. Urządzimy im specjalne pokazy.
Swoistym przedbiegiem Festiwalu będzie cykl pozakonkursowych prezentacji, pod hasłem R@Port familijny. Bardzo zależało mi na tym, ażeby na gdyńskim przeglądzie znalazła swe odzwierciedlenie fantastyczna od kilku lat kondycja polskiego dramatopisarstwa dla dzieci i młodzieży. Marta Guśniowska, Dorota Masłowska, Maria Wojtyszko i jeszcze kilkoro koleżanek i kolegów wypchnęli pospołu z repertuarów scen lalkowych przedpotopowe śpiące królewny, piszą współczesnym, komunikatywnym językiem z pomysłowością i dowcipem, których często może im pozazdrościć „dorosła” dramaturgia,
Ale uwaga: trzy współczesne spektakle, które pokażemy w pierwszy weekend Festiwalu nie są dla dzieci. To współczesne komedie obyczajowe, mające tyle wspólnego z poczciwymi, umoralniającymi bajeczkami, ile ma na przykład… „Shrek”. To po prostu inteligentna zabawa, świetnie osadzona w prawdziwym życiu, ile trzeba ironiczna, ile trzeba pikantna. Śmiesząca tak młodych (choć ze starszych raczej klas), jak ich rodziców. Zapraszamy więc rodzinnie do gdyńskich sal teatralnych w pierwszy festiwalowy weekend, licząc że ten swoisty support nada Festiwalowi pożądany rozpęd.
A wybór pozycji finałowej pewnie zdziwi uważnego czytelnika. „Chopin bez fortepianu”? To przecież nie dramat. To montaż, patchworkowy scenariusz. Co on tu robi?
W samej rzeczy z inscenizacją dramatu, jakkolwiek rozumianego, to przedsięwzięcie nic wspólnego nie ma. Barbara Wysocka i Michał Zadara z muzykologicznych wykładów, ze zwierzeń pianistów, z listów i publicystyki zmontowali monolog stanowiący słowny ekwiwalent partii fortepianowej w obu chopinowskich koncertach. Wysocka prezentuje go jak solistka, orkiestra gra swój akompaniament, niczym w filharmonii. Aliści trzeba widzieć, jak aktorka gra i jak została zmontowana jej partia. W tym niesamowitym słowotoku, każdy dźwięk, każde słowo musi mieć swój czas i swoją wysokość – bo inaczej nie spotka się z orkiestrą. Każda pointa musi mieć walor muzyczny, każda kropka nad „i” takoż. Żelazny rygor formy nadaje tekstowi moc, dynamikę, dramatyzm. Ewokuje emocje, jakie by nigdy nie zaistniały bez wyliczenia i zaplanowania efektu, bez stalowej dyscypliny wiążącej kolejne frazy i stojące za nimi myśli.
Czyż nie stanowi ów niezwykły koncert aktorskiego słowa swoistego kontekstu dla całej dramatopisarskiej roboty, czy nie przypomina o czymś czasami zapominanym? Czy nie jest wyzwaniem? Właśnie pod szyldem „R@Port kontekst” pojawi się ten spektakl na festiwalowym afiszu. Ale kontekstem będą tu dla siebie wszystkie prezentacje. Bo na tym powinny polegać festiwale: nie na rywalizacji, nie na konfrontacji nawet, tylko właśnie na wzajemnym przeglądaniu się w sobie najróżniejszych artystycznych strategii, scenicznych komunikatów i przesłań, a także – co może najważniejsze – rozmaitych sposobów kontaktu twórców i widzów. Każdy z tych, by tak rzec, patentów na kontakt scena‑widownia ma swoją rację bytu, sam w sobie jest wartością – jeśli, rzecz jasna, nie służy byle czemu, jeśli trzyma poziom, myślowy i estetyczny. Co tegoroczny R@Port, mam nadzieję, przekonująco udowodni; taki jest, w każdym razie, jego podstawowy cel. A Państwo, nasza widownia, będziecie w tej kwestii rozstrzygającymi sędziami.
Zapraszam.
Jacek Sieradzki